Garstka bogaczy emituje CO2 i się śmieje – miliardy biednych mają za nich zapłacić
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Zjawisko wzrastających emisji CO2 związanych z prywatnymi lotami odrzutowcami wywołuje coraz większe oburzenie społeczne. Najnowsze dane ujawniają, że mimo iż zaledwie 0,003% populacji świata korzysta z takich przywilejów, to właśnie ta grupa odpowiada za gwałtowny wzrost zanieczyszczeń. Analiza 19 milionów lotów z lat 2019-2023 pokazuje, że emisje z prywatnych odrzutowców wzrosły o 50%. Wyniki te są krytykowane jako „bezzasadne marnotrawstwo”, a eksperci przestrzegają przed konsekwencjami, jakie takie działania mają dla globalnego ocieplenia.

Wzrost emisji z prywatnych lotów – szokujące liczby

Badanie opublikowane przez naukowców z Uniwersytetu Linneusza ujawniło, że emisje pochodzące z prywatnych odrzutowców gwałtownie wzrosły w ciągu ostatnich lat. W latach 2019-2023 liczba takich lotów zwiększyła się o 28%, a całkowity dystans pokonywany przez te maszyny wzrósł o 53%. Co zaskakujące, niemal połowa wszystkich lotów była krótsza niż 500 km, a prawie 900 tysięcy z nich miało mniej niż 50 km. „Wiemy, że niektórzy ludzie używają ich jak taksówek – komentuje prof. Stefan Gössling, autor badania.

To, co jeszcze bardziej niepokoi, to fakt, że pasażerowie tych luksusowych środków transportu emitują w ciągu godziny więcej CO2, niż przeciętna osoba emituje w ciągu całego roku. Takie liczby wyraźnie pokazują, jak głęboko niesprawiedliwy jest podział odpowiedzialności za zmiany klimatyczne.

Kto emituje najwięcej i jakie są skutki?

Analiza danych pokazała, że Stany Zjednoczone dominują na liście krajów, w których odbywa się najwięcej prywatnych lotów – aż 69% wszystkich analizowanych rejsów miało miejsce w USA. Do czołówki dołączyły również kraje takie jak Kanada, Wielka Brytania i Australia. W samej Wielkiej Brytanii prywatny odrzutowiec startuje średnio co sześć minut, co pokazuje skalę problemu.

Całkowita emisja CO2 z prywatnych lotów w 2023 roku wyniosła ponad 15 milionów ton. Dla porównania, ta liczba przewyższa roczne emisje generowane przez całą 60-milionową Tanzanię. Prof. Gössling podkreśla, że do 2033 roku planuje się wprowadzenie do użytku kolejnych 8,5 tysiąca odrzutowców biznesowych, co spowoduje dalszy wzrost emisji. „Osoby zamożne stanowią niewielki procent populacji, ale ich emisje rosną najszybciej i w największej skali” – dodaje naukowiec.

Potrzeba pilnych regulacji – kto powinien zapłacić?

Prof. Gössling postuluje, by pasażerowie prywatnych odrzutowców ponosili koszty wynikające z emisji CO2, które są szacowane na około 200 euro za tonę. „Zasadniczo wydaje się sprawiedliwe, aby ludzie płacili za szkody, które powodują swoim zachowaniem” – tłumaczy. Dodatkowym środkiem odstraszającym mogłoby być podniesienie opłat za lądowanie tych samolotów, które obecnie są relatywnie niskie. Ekspert sugeruje, że opłata w wysokości 5000 euro za lądowanie mogłaby skutecznie ograniczyć liczbę krótkich lotów.

Niepokój budzi także wzrastające użycie tzw. „prywatnych adresów ICAO” przez amerykańskich użytkowników, co pozwala na maskowanie tożsamości samolotów i utrudnia śledzenie ich ruchów. Taki rozwój sytuacji wskazuje na potrzebę jeszcze większej transparentności oraz odpowiednich regulacji, które miałyby szansę powstrzymać gwałtownie rosnącą emisję z prywatnych lotów.

Źródło: forsal.pl