Inflacja i stopy procentowe – konferencja prasowa prezesa NBP
Źródło: https://pl.123rf.com/photo_129327701_portfel-dolary-i-ceny-%C5%BCywno%C5%9Bci-w-usa.html

Prezes NBP Adam Glapiński każdego miesiąca bierze udział w konferencji prasowej, w ramach której wypowiada się na temat aktualnego stanu polskiej gospodarki i kroków czynionych przez polski bank centralny. Wczoraj mogliśmy dowiedzieć się więcej na temat stóp procentowych i inflacji.

O czym Adam Glapiński mówił na konferencji prasowej NBP? Czy stopy procentowe zostaną podniesione? Jak wygląda inflacja w Polsce w 2024 roku i co przyniosą nam lata kolejne? Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć w niniejszym materiale.

Adam Glapiński na konferencji prasowej NBP – o czym mówił?

Adam Glapiński od 2016 roku piastuje urząd Prezesa NBP. Stojąc w prawdzie trzeba przyznać, że cnoty wysokich kompetencji zawodowych, nieskazitelnej moralności czy ponadnormatywnej potencji intelektualnej, raczej nie kojarzą nam się z jego kadencją – dużo prędzej w kontekście Glapińskiego na myśl nasuwają się monumentalne w swej wyjątkowości kreatywne aforyzmy, których mężczyzna jest autorem.

Przedstawiający się ongiś jako „jastrząb na czele jastrzębi” Glapiński stwierdził na przykład, że inflacja nie ma negatywnego wpływu na zasobność portfeli Polaków”. Warto o tym pamiętać wiedząc, że to właśnie Adam Glapiński jest odpowiedzialny za kształtowanie polskiej polityki pieniężnej.

W związku z pełnionymi przez siebie obowiązkami, Adam Glapiński wziął wczoraj udział w comiesięcznej konferencji prasowej. Prezes NBP odpowiedział na pytania dotyczące dwóch aktualnie najważniejszych dla ekonomii zagadnień – są to stopy procentowe i inflacja. I po raz kolejny zabłysnął szczerozłotą myślą, balansującą na granicy cynizmu.

Czy stopy procentowe się zmienią? Rada Polityki Pieniężnej wydała decyzję

Wysokość stóp procentowych jest jedną z najistotniejszych zmiennych przede wszystkim dla kredytobiorców – to przede wszystkim od stopy referencyjnej zależy wysokość oprocentowania kredytów. Niemniej, jak wynika z zapewnień prezesa NBP, nie mamy nawet co liczyć na obniżkę stóp procentowych – nawet pomimo faktu, że koniunktura ku takim zmianom jest dobra, a Europejski Bank Centralny obniżył stopy już w czerwcu.

Rada Polityki Pieniężnej ustami Glapińskiego sugeruje ponadto, że na ewentualną obniżkę stóp procentowych przyjdzie nam poczekać aż do roku 2026, co nie bez przyczyny jest szeroko komentowane jako decyzja absurdalna, oderwana od realiów i sprzeczna z interesem obywateli. Adam Glapiński przyznał nawet, że istnieje szansa na podniesienie stóp procentowych w drugiej połowie roku.

Gdyby jednak stopy procentowe zostały obniżone, to bezpośrednią reakcją rynku byłoby zmniejszenie kosztów kredytów, a więc obniżenie kosztów życia i prowadzenia biznesu oraz zwiększenie nakładów inwestycyjnych, skutkujące zwiększeniem popytu rynkowego, za którym – wbrew sugestiom „jastrzębiej szkoły ekonomii” – nie poszłaby inflacja, ale zwiększona podaż (vide: prawo popytu i podaży), prowadząca do dezinflacji oraz wzrost siły nabywczej pieniądza.

Przypomnijmy w jaki sposób kształtują się dziś poszczególne stopy procentowe:

  • Stopa referencyjna – 5,75%
  • Stopa lombardowa – 6,25%
  • Stopa depozytowa – 5,25%
  • Stopa redyskontowa weksli – 5,80%
  • Stopa dyskontowa weksli – 5,85%

Inflacja w Polsce 2024. Glapiński: „Potocznie mówiąc nie ma inflacji”

Inflacja w Polsce to temat szeroko komentowany – to właśnie ona sprawia, że nasze pieniądze tracą na wartości, podobnie jak i czas, wysiłek czy umiejętności które wkładamy w codzienną pracę. Groźba hiperinflacji sprzed paru lat jest już za nami, jednak wcale nie oznacza to, że nasza sytuacja jest dobra – po prostu nie jest katastrofalna, co w dzisiejszych czasach chyba i tak należy odczytywać jako optymistyczny prognostyk.

Wedle danych przedstawianych przez GUS, inflacja w Polsce w czerwcu 2024 roku wyniosła 2,6% – o tyle średnio wzrosły ceny usług i towarów na rynku w porównaniu do tego samego okresu w roku ubiegłym. Nie oznacza to oczywiście, że skoro inflacja w czerwcu ubiegłego roku wyniosła 11,5%, a w czerwcu 2024 wyniosła 2,6%, to ceny spadły o 8,9%. Przeciwnie – ceny nadal rosną, zmniejszyła się tylko dynamika wzrostu.

Inflacja narasta kaskadowo – taka jest jej natura. Na podstawie prostego przykładu, izolującego wyżej wzmiankowane zmienne, możemy unaocznić, że jeżeli produkt A kosztował bazowo 100 złotych, to przy inflacji w miesiącu X wynoszącej 10% będzie na koniec tego okresu kosztował 110 złotych. Jeśli w kolejnym miesiącu inflacja wynosi już tylko 1%, to ten sam produkt nie cofnie się do ceny bazowej (wówczas kosztowałby 101 złotych), ale inflacja „naliczy” się do nowej ceny, wynosząc na koniec tego okresu 111,1 złotych. Taki stan trwa w Polsce (i nie tylko) od wielu lat, a jedyną opcją na jego odwrócenie jest deflacja – stan, w którym inflacja przyjmuje wartości ujemne.

Adam Glapiński zna jednak inną wersję ekonomii. „To, że inflacja zgodna z celem oznacza w potocznym znaczeniu, że inflacji nie ma” – oznajmił tryumfalnie, w trakcie godzinnego wystąpienia. Niestety, żaden podręcznik ekonomii, żaden słownik mowy potocznej, ani nawet żadna tradycja leksykalna, nie potwierdza tych słów – z największą stanowczością przeczy im zaś praktyka obiektywnej rzeczywistości.

Podsumowanie lipcowej konferencji prezesa NBP – Ptasie Radio plegocze i psyka

Adam Glapiński pełni swój urząd już od 2016 roku – od tego czasu zdążył nas już przyzwyczaić do tego, że jego wypowiedzi na pewno będą okraszone polotem i finezją godną najprzedniejszych ptasich treli, jednak warstwa merytoryczna nie będzie najwyższych lotów.

Comiesięczne szybowanie Jastrząb z Syreniego Grodu rozpoczął od puszenia się jak paw oznajmiając, że stan inflacji w Polsce jest stabilny – tempo wzrostu cen spadło do poziomu 2,6% i on, nie chwaląc się, to sprawił, wespół z pozostałymi orłami ekonomii gniazdującymi w NBP. A jako, że każda pliszka swój ogonek chwali, Glapiński podkreślił również, że inflacja w Polsce nie była wysoka tylko normalna, NBP wzorcowo poradziło sobie z jej zbijaniem, a inne banki centralne namiętnie papugowały rozwiązania zastosowane przez polskie jastrzębie.

Zanim kogut zapiał, Glapiński trzykrotnie wyrzekł się odpowiedzialności za ubiegłe, dwucyfrowe wzrosty inflacji miesiąc do miesiąca, nieustannie sugerując, że wyłącznie pandemia COVID-19 i wojna na Ukrainie są przyczyną problemów polskiej gospodarki. W dalszej kolejności prezes NBP próbował złapać dwie sroki za ogon, niefortunnie łącząc temat inflacji ze stopami procentowymi. „Powiedziały bociany, że niedobre są zmiany” wobec czego obniżki stóp nie będzie – bo inflacja rośnie… Choć wcześniej prezes NBP stwierdził, że „potocznie mówiąc inflacji nie ma”. W przypływie serdeczności Glapiński dodał jednak, że być może stopy procentowe zostaną obniżone w roku 2026.

Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego?

Warto w tym miejscu podkreślić, że politycy koalicji rządzącej – w szczególności Donald Tusk i Szymon Hołownia – jeszcze przed wyborami stroszyli pióra zapowiadając, że postawią Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu za szereg nieprawidłowości, których ten miał się dopuścić. Obaj jednak wybierają się do Trybunału jak sójka za morze, a sam wniosek utknął gdzieś w ławicach sejmowych komisji i nie jest jasne, kiedy (i czy w ogóle) cokolwiek z tych zamierzeń się wykluje.

Choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego może stanowić pewien ważny symbol – symbol demokratycznego sprzeciwu wobec urzędniczej bezkarności i symbol walki z cynizmem władzy. Niektórzy z komentatorów nie są jednak przekonani (delikatnie mówiąc) co do tego, czy następcy obecnego prezesa NBP i członków RPP, a nawet władzy publicznej, są choćby blisko standardów, jakie chcielibyśmy widzieć w polskiej polityce.

Trzeba  także pamiętać, że decyzje w NBP zapadają kolegialnie i Adam Glapiński nie jest jedynym odpowiedzialnym za politykę monetarną kraju. Wpływ na nią mają także inni członkowie RPP, a nieformalnie również rząd i inne podmioty władzy państwowej. Korzenie zła sięgają głęboko i nieraz trudno wskazać palcem na jednoznacznego winowajcę, a w wielu przypadkach nawet najlepsze intencje mogą ulec rozkładowi w systemowej stagnacji narodowych kompleksów, coraz modniejszego defetyzmu, wewnętrznych układów i układzików, małostkowych kuksańców i infantylnych przepychanek w parlamencie, krzykliwych podziałów na „nas” i „ich”, czy  wynikających z miernej jakości prawa czynników korupcjogennych – w końcu „władza deprawuje” (choć nie jest to dla nikogo żadne usprawiedliwienie, a jedynie cenna dygresja).

Być może w tym kontekście jako obywatele powinniśmy zauważyć, jak głębokich zmian systemowych potrzebuje nasz kraj, by zasada „jeśli wejdziesz między wrony, towarzyszu – bądź czerwony” przestała stanowić wzorzec postępowania osób, które z nadania obywateli piastują najważniejsze stanowiska w kraju. Rozmycie odpowiedzialności urzędników w mętnej wodzie skomplikowanych, wykluczających się przepisów, niedomówień, propagandowej tuby i zakulisowych uścisków dłoni, często doprowadza do urealnienia się zasady „kruk krukowi oka nie wykole” i zamiecenia sprawy pod dywan.

Chciałoby się powiedzieć, że tym razem będzie inaczej, ale starego wróbla na plewy nie nabierzesz. Idąc za słowami Gandhiego, „bądźmy zmianą, którą pragniemy ujrzeć w świecie” i wyłączmy audycje ptasiego radia – nie ma znaczenia, czy nastrajając je kręciliśmy pokrętłem w lewo, czy w prawo, bo każda ze stacji należy do tego samego operatora. Zamiast łykać jak pelikany świergot, klekot i gruchanie starych sępów, sami zaćwierkajmy w takt własnej fioritury – w końcu wiemy jaką melodią drzewa powinny rozszumieć się w naszym lesie. W innym przypadku padniemy jak kawka, a nasz kraj razem z nami.