Atlantic to marka, którą znała cała Polska w latach 90. Firma bieliźniarska osiągnęła gigantyczny sukces, by później doświadczyć upadku i bankructwa. Dziś jej założyciel, Wojciech Morawski, opowiada o trudnościach, lekcjach i ponownym starcie.
Od łóżka polowego do wielomilionowych obrotów
Wojciech Morawski rozpoczął swoją przygodę z biznesem na Stadionie Dziesięciolecia, sprzedając pierwsze produkty z łóżka polowego. W ciągu kilku lat jego firma osiągnęła 140 milionów złotych rocznego obrotu, stając się jednym z liderów polskiego rynku odzieżowego. Atlantic był symbolem sukcesu i nowoczesności, a Morawski uchodził za „króla życia”.
W tamtym czasie czułem się niezwyciężony. Każdy mówił: „Panie prezesie, jest pan świetny!”. To był jednak bardzo niebezpieczny moment. Brakowało osób, które mogłyby mnie ostrzec przed błędami – wspomina Morawski.
Ta euforia doprowadziła do utraty czujności, która odegrała kluczową rolę w późniejszych kłopotach firmy.
Wojna, kryzys i bankructwo
Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku Atlantic podjął ryzykowną decyzję o ekspansji na rynki wschodnie – Ukrainę i Rosję. Własne spółki i dystrybucja miały umocnić markę w tych regionach, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Wojna w Donbasie, osłabienie rubla i hrywny oraz utrata sklepów na Krymie doprowadziły firmę na skraj upadku.
Kurs hrywny do dolara wzrósł z 8 do 23, a rubla z 30 do prawie 90. Kupowaliśmy towar w dolarach, a sprzedawaliśmy w lokalnych walutach, które straciły na wartości. Nie mogliśmy podnieść cen, bo klienci nie mieli pieniędzy. To była katastrofa – mówi założyciel.
W 2015 roku sąd ogłosił upadłość Atlanticu, odrzucając wniosek o restrukturyzację. Firma straciła płynność finansową, a sam Morawski zmuszony był ogłosić osobiste bankructwo.
Nowa strategia – mniejsze koszty, większa elastyczność
Kilka lat po bankructwie Morawski z grupą dawnych współpracowników wykupił prawa do marki Atlantic za 750 tysięcy złotych, choć wcześniej wyceniano ją na 30 milionów. Odbudowa marki opiera się na nowym podejściu – zmniejszeniu kosztów operacyjnych i skupieniu na sprzedaży internetowej.
Nasza filozofia to „lekka firma, duża marka”. Dzięki temu możemy przetrwać trudne chwile, takie jak pandemia – tłumaczy Morawski.
Obecnie firma generuje przychody w wysokości 20 milionów złotych rocznie, co stanowi ułamek dawnej świetności, ale zapewnia stabilność i możliwość rozwoju.
Lekcje na przyszłość
Historia Atlanticu jest dowodem na to, że nawet spektakularny sukces może szybko przerodzić się w kryzys. Wojciech Morawski podkreśla trzy kluczowe lekcje:
- Dywersyfikacja rynków – uzależnienie od jednego regionu może prowadzić do katastrofy.
- Rozdzielenie majątku prywatnego od firmowego – poręczanie kredytów biznesowych własnym majątkiem to ryzyko, którego należy unikać.
- Elastyczność kosztów – minimalizacja stałych zobowiązań pozwala firmie przetrwać trudne okresy.
Atlantic stopniowo odbudowuje swoją pozycję, a historia marki pokazuje, że upadek nie musi być końcem – może być początkiem nowego rozdziału.
Źródło: money.pl