Minister Finansów Andrzej Domański zakomunikował w minioną środę (07.08) na antenie Radia Zet, że Polacy znów oberwą po kieszeniach – od przyszłego roku „małpki” będą znacznie droższe, na co wpłynie opłata „małpkowa”. Naturalnie, nie chodzi o te małpki, które od Kostaryki po Laos tańczą na drzewach, okazjonalnie użyczając swojego wizerunku dla GoWork, z niedowierzaniem spoglądając na coraz to nowsze pomysły polskiego rządu. Niestety – chodzi tu o napoje alkoholowe o zawartości powyżej 18% alkoholu, sprzedawane w opakowaniach do 300 ml.
Czym jest opłata „małpkowa” i jak bardzo wpłynie na ceny alkoholu w Polsce? Czy rzeczywiście jest to niezbędny podatek? Czemu ma służyć? Co jeszcze podrożeje dzięki interwencji rządu? Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć w niniejszym materiale.
Opłata „małpkowa” – co to jest i czemu ma służyć?
Opłata „małpkowa” to jeden z podatków, który jest obecny w polskim systemie gospodarczym już od 2021 roku. Zwiększa on cenę napojów alkoholowych o zawartości alkoholu powyżej 18%, sprzedawanych w opakowaniach poniżej 300 ml. Oficjalnie podwyżka cen niewielkich butelek wódki ma zniechęcać Polaków do ich nabywania i tym samym rzucać rękawicę alkoholizmowi, ale równie dobrze może zachęcać do hurtowego zakupu butelek o większych pojemnościach.
Trzy lata temu opłata „małpkowa” wprowadzona została przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, który martwił się nie tylko o polskich alkoholików, ale również osoby otyłe, którym chciał ulżyć podatkiem cukrowym. O podwyżce tego drugiego Andrzej Domański jeszcze nic nie wspominał, ale może lepiej nie wywoływać wilka z lasu.
Tak czy inaczej, rząd Koalicji Obywatelskiej, wspierany przez Trzecią Drogę, PSL i Lewicę, po raz kolejny idzie w ślady swego poprzednika – PiS-u. Minister Andrzej Domański twierdzi, że podniesienie opłaty „małpkowej” jest niezbędne, ponieważ „małpki” kupowane są w godzinach porannych, a także – w jego ocenie – są one kupowane w niepokojąco dużych ilościach i są zbyt tanie.
Ile kosztuje „małpka”? Jak na podatek od „małpek” reaguje rynek?
Na chwilę obecną opłata „małpkowa” wynosi 25 złotych od litra stuprocentowego alkoholu – stąd, dla przykładu, do każdej czterdziestoprocentowej „małpki” wódki o objętości 300 ml dodaje się 3 złote, do tych samych „małpek” w butelce 200 ml – 2 złote, i analogicznie do pozostałych, w zależności od objętości. Nie wiadomo jeszcze o ile wzrośnie „opłata małpkowa”.
Oczywiście, na podwyżkach cen „małpek” tracą nie tylko konsumenci, ale również sprzedawcy i producenci. Ich sposób na walkę z fiskalnym wścibstwem rządu, choć zapewne doraźny, jest stosunkowo prosty – zaczęli oni sprzedawać „małpki” w butelkach o objętości 350 ml.
Korzystając z retoryki ministra Domańskiego, „alkoholik” będzie mógł kupić małą butelkę wódki (do 300 ml) drożej, nieco większą (np.: 350 ml) taniej, lub po prostu zaopatrzyć się w wódkę o najbardziej opłacalnym stosunku pojemności do ceny i ewentualnie dla wygody przelewać ją do bidonów. A jeśli pieniędzy na wódkę mu zabraknie, to po prostu odmówi sobie jabłuszka czy czekolady – ale przynajmniej zasili Skarb Państwa. Chapeu bas!
Nie tylko alkohol podrożeje – jakie jeszcze plany ma rząd? Dlaczego tak jest?
Głód rządzących zaglądających do kieszeni Polaków od dekad jest nienasycony. Podwyżka „opłaty małpkowej” to tylko wierzchołek góry lodowej – wcześniej informowaliśmy o tym, że przyszły rok przyniesie nam także radykalne podwyżki cen papierosów. W tym miejscu warto zastanowić się, dlaczego zarówno rząd Koalicji Obywatelskiej, jak i wcześniej rząd Prawa i Sprawiedliwości, tak ochoczo podnosi podatki związane z używkami. Łatanie budżetu państwa rozszarpywanego marnotrawstwem, korupcją i programami socjalnymi to na pewno jeden z powodów. Nie możemy jednak być tak krótkowzroczni by nie zauważyć, że nie jest to wyłącznie cel sam w sobie, ale i pewne narzędzie – socjologiczny środek do osiągnięcia długoterminowego celu.
Podnoszenie podatków uderzających w papierosy, alkohol czy inne towary powszechnie kojarzone jako niezdrowe (vide: podatek cukrowy), spotyka się z mniejszym oporem społecznym niż podnoszenie podatku VAT czy podatku dochodowego. To dlatego, że wiele osób czuje się moralnie uprawnionymi ku temu, by wchodzić w rolę inkwizytorów, którzy kijem i batem wprowadzają nowy, lepszy świat, bo sami przecież wiedzą co jest dla wszystkich najlepsze. Uderzanie w osoby palące papierosy przy szklance wódki z colą daje im poczucie wypełniania ważnej, społecznej misji, jednocześnie łechcąc im ego przeświadczeniem, że są „lepsi” od tych „alkoholików i narkomanów” – przeświadczeniem, że są częścią elity trzymającej władzę.
W rezultacie, wśród fetoru gotowanej żaby okno Overtona przesuwa się, a nieakceptowalna wcześniej podwyżka podatku dochodowego, składek ZUS, podatku VAT, wprowadzenie ETS czy innych obciążeń fiskalnych – a nawet poważne zmiany społeczne, uszczuplające znaną systemom republikańskim wolność i prawa obywatelskie – stają się elementem „wspólnej” strategii, misją ważną i potrzebną, przeciwko której wystąpienie (choćby jeno słowne) spotka się nie tylko z utratą przyzwoitości w oczach oświeconych budowniczych nowego porządku, nie tylko z ostracyzmem, ale i karą więzienia; wszak wolność słowa staje się ekstremizmem gdy nie wspiera jedynej, obowiązującej narracji.