
Płaca minimalna w Polsce od lat systematycznie rośnie, a politycy zapowiadają, że ten trend się utrzyma. W 2024 roku to już 4666 zł brutto, czyli ok. 3500 zł „na rękę”. Coraz głośniej mówi się o przekroczeniu symbolicznej granicy 5000 zł. Czy stanie się to już w przyszłym roku?
Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Sebastian Gajewski studzi emocje. W rozmowie z Tok FM przyznał, że wynagrodzenie minimalne z pewnością wzrośnie, ale osiągnięcie 5000 zł brutto to raczej perspektywa „iluś lat”. Co stoi na przeszkodzie? Między innymi inflacja, która wciąż wpływa na siłę nabywczą pensji, oraz złożony algorytm ustalania płacy minimalnej, zapisany w ustawie.
Unijna dyrektywa zmienia zasady gry
Na horyzoncie pojawia się kolejny ważny czynnik: dyrektywa Unii Europejskiej, która zakłada, że pensja minimalna ma wynosić co najmniej 55% średniego wynagrodzenia. Brzmi ambitnie, ale sprawa nie jest przesądzona. Obecnie dokument analizuje Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który ma ocenić, czy dyrektywa została wprowadzona zgodnie z traktatami unijnymi.
Wiceminister Gajewski nie pozostawia wątpliwości – jeśli TSUE uzna dokument za nieważny, Polska może zrezygnować z jego wdrażania. A to oznacza, że zamiast skoku na 5000 zł, czeka nas raczej umiarkowany wzrost oparty na krajowych regulacjach.
Co się zmieni dla pracowników?
Wdrożenie unijnej dyrektywy mogłoby zrewolucjonizować sposób naliczania wynagrodzenia minimalnego. Zniknęłyby dodatki wliczane dziś do pensji podstawowej – takie jak premie, nagrody czy dodatki stażowe. Podstawowe wynagrodzenie miałoby wynosić 5070 zł brutto, a dodatki byłyby naliczane osobno. Dla wielu pracowników oznaczałoby to realny wzrost wypłaty „na rękę”.
Według szacunków rządu, w 2028 roku minimalna pensja mogłaby wynosić nawet 5648 zł brutto. To obietnica bardziej odległa niż bliska, ale daje nadzieję, że siła nabywcza Polaków będzie rosła – krok po kroku.
Źródło: Businessinsider.pl