Dojazd pod lupą: Dlaczego miejsce zamieszkania decyduje o zatrudnieniu?
Źródło zdjęcia: https://pixabay.com/pl/photos/droga-transport-asfalt-3309094/

Dla wielu osób szukających pracy miejsce zamieszkania staje się barierą nie do przeskoczenia. Chociaż teoretycznie liczą się kwalifikacje, doświadczenie i zaangażowanie, w praktyce kandydaci coraz częściej słyszą pytania nie o kompetencje, lecz o… czas dojazdu.

Coraz więcej osób skarży się, że dojazd komunikacją miejską lub rowerem bywa uznawany przez pracodawców za wadę. Padają pytania typu: „Ile minut będzie pani jechać do pracy?”, „Czy codzienne dojazdy nie będą uciążliwe?”, „Paliwo drożeje, będzie się to pani opłacało?”. Takie komentarze mogą podważać intencje zatrudnienia, a nawet świadczyć o ukrytej dyskryminacji.

Nie brakuje historii osób, które – mimo spełnienia wszystkich wymagań – nie dostały pracy tylko dlatego, że nie miały samochodu albo mieszkały „za daleko”. Firmy, zwłaszcza te mniejsze, nie chcą ryzykować opóźnień czy absencji z powodu korków, remontów dróg czy niesprzyjającej pogody.

Rozkład jazdy kontra oczekiwania firm

Hasło „rozkład jazdy nie jest z gumy” coraz częściej pojawia się jako argument za odrzuceniem kandydata. Firmy tłumaczą się logistyką i organizacją pracy. Oczekują punktualności i pełnej dyspozycyjności, a komunikacja zbiorowa nie daje im pewności, że pracownik będzie codziennie na czas.

Problem pogłębia się w regionach o słabej siatce połączeń. Nawet jeśli kandydat chce pracować i ma odpowiednie umiejętności, brak własnego środka transportu staje się dla niego przeszkodą. W efekcie wykluczenie komunikacyjne przekłada się na wykluczenie zawodowe.

Z jednej strony promuje się zrównoważony transport, z drugiej – rynek pracy premiuje posiadaczy prawa jazdy i samochodu. To zniechęca szczególnie młode osoby, które rezygnują z aplikowania na ciekawe oferty tylko dlatego, że „nie dojadą”.

Czy praca ma być tylko dla zmotoryzowanych?

Pytania o sposób dojazdu coraz częściej budzą sprzeciw kandydatów. Uważają je za ingerencję w prywatność i dowód uprzedzeń. Zatrudnienie powinno przecież zależeć od tego, co ktoś potrafi, a nie od tego, jakim środkiem transportu dotrze do biura.

Tymczasem firmy niechętnie dostosowują się do realiów. Elastyczne godziny pracy czy częściowy home office wciąż nie są standardem. A przecież w wielu przypadkach wystarczyłoby odrobina zaufania i zrozumienia, by znaleźć lojalnego i zaangażowanego pracownika — niezależnie od tego, czy przyjedzie rowerem, autobusem czy pociągiem.

Źródło: Forbs.pl