7 kwietnia 2025 r. z linii montażowej Beko we Wrocławiu zjechała ostatnia lodówka. To nie tylko techniczny moment, ale i emocjonalny finał wieloletniej historii tej fabryki. Choć zakład przy ul. Bora-Komorowskiego działa jeszcze do końca miesiąca, produkcja została praktycznie wygaszona. Dla około 700 pracowników to czas niepewności i zmian, ale także szansa na nowy rozdział. Część z nich otrzymała propozycję przejścia do drugiej wrocławskiej fabryki Beko – produkującej piekarniki. Inni korzystają z ofert pracy i doradztwa przygotowanych przez lokalne urzędy i firmy zewnętrzne.
Odprawy rekordowe, ale nie każdy zostanie
Beko zadbało o godne pożegnanie pracowników – wysokość odpraw może sięgać nawet 158 tys. zł brutto. Wszystko zależy od stażu pracy oraz obecności w ostatnich miesiącach. Pracownicy z ponad 30-letnim doświadczeniem mogą liczyć na wielokrotność swojej pensji, a dodatkowo premiowani są ci, którzy nie korzystali nadmiernie ze zwolnień lekarskich. To znaczące wsparcie w trudnym czasie, które ma pomóc w spokojnym przejściu do nowej pracy lub na zasłużoną emeryturę. Związkowcy przyznają, że mimo skali zwolnień, Beko dotrzymało słowa – a to w takich sytuacjach bywa rzadkością.
Przenosiny na wschód – produkcja tańsza, ale nie bez kosztów społecznych
Decyzja o zamknięciu zakładu w Polsce to część szerszej strategii koncernu. Beko przenosi produkcję do Rumunii, Turcji i Egiptu, gdzie koszty pracy są nieporównywalnie niższe. W Egipcie wynagrodzenie pracownika to zaledwie kilkaset złotych miesięcznie. Tymczasem we Wrocławiu produkcja spadła z 900 tys. do 360 tys. urządzeń rocznie. Przemysł chłodniczy w Polsce nie znika, ale traci na znaczeniu, ustępując tańszym rynkom. To kolejny sygnał, że globalizacja, mimo zysków dla firm, pozostawia po sobie społeczny ślad – w postaci pustych hal i niepewności tysięcy pracowników.
Źródło: gazetawroclawska.pl
