
Choć wielu kredytobiorców już dawno spłaciło swoje zobowiązania, temat starych umów kredytowych wraca z nową siłą. Coraz więcej osób decyduje się pozwać banki, domagając się zwrotu pieniędzy — czasem nawet kilkuset tysięcy złotych. Wszystko przez wątpliwe zapisy w umowach, które dziś można skutecznie zakwestionować w sądzie.
Prawnicy podkreślają, że klienci mogą żądać zwrotu nadpłaconych rat, czyli części kredytu, która przekroczyła kwotę faktycznie pożyczoną. Szczególnie głośno jest o sprawach dotyczących kredytów we frankach szwajcarskich, ale na wokandzie pojawiają się też pozwy dotyczące kredytów gotówkowych.
Banki mówią o „modzie”, ale gra toczy się o miliardy
Przedstawiciele banków nie ukrywają zaskoczenia. Nazywają nowe pozwy „modą” i wskazują na kancelarie odszkodowawcze, które aktywnie szukają klientów z przeszłością kredytową. Jednak rzeczywistość nie daje się tak łatwo zbyć — do końca 2025 roku banki mogą być zmuszone do utworzenia nawet 10 miliardów złotych rezerw na ewentualne przegrane sprawy.
Nie chodzi wyłącznie o straty finansowe. Dla sektora finansowego to również uderzenie w wiarygodność. Rosnące napięcie w relacjach bank–klient wyraźnie pokazuje, że zaufanie jest dziś na wagę złota.
Konsumenci kontra system. Potrzeba zmian w prawie
W odpowiedzi na narastający chaos, Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiada działania. Pojawiła się propozycja wprowadzenia wzorcowych umów kredytowych, które miałyby ujednolicić rynek i ograniczyć liczbę spraw sądowych. Takie normy mogłyby nawet być wyłączone spod kontroli sądowej, jeśli zostaną uznane za sprawiedliwe i transparentne.
Banki z kolei apelują o wprowadzenie jasnego terminu przedawnienia roszczeń. Bez tego grozi im fala pozwów sięgających jeszcze dalej w przeszłość. Dla klientów to z kolei szansa na odzyskanie pieniędzy, które nigdy nie powinny były opuścić ich kont.
Pewne jest jedno — to dopiero początek finansowego trzęsienia ziemi.
Źródło: businessinsider.pl