
Rząd zawiesza kluczową reformę płacową, która miała wprowadzić większą przejrzystość i uczciwość w systemie wynagrodzeń. Choć prace nad nowelizacją ustawy trwały od miesięcy, plany zrównania płacy minimalnej z wynagrodzeniem zasadniczym – przepadły. Powód? Koszty. Efekt? Kolejne lata niepewności dla setek tysięcy pracowników.
Reforma, która miała uporządkować rynek, ląduje w szufladzie
W założeniu wszystko wyglądało rozsądnie: znieść możliwość sztucznego „dopompowywania” najniższego wynagrodzenia dodatkami, które są zmienne, uznaniowe, a niekiedy wręcz iluzoryczne. Pracownik miał wiedzieć, ile naprawdę zarabia – i mieć pewność, że jego pensja zasadnicza nie spada poniżej ustawowej płacy minimalnej.
Projekt, nad którym pracowano od sierpnia 2024 roku, zakładał likwidację praktyki wliczania dodatków i premii do płacy minimalnej. Propozycja ta wzbudziła niemałe emocje – nie tylko wśród związkowców i pracowników, ale też w samych resortach. Ostatecznie to właśnie ministerialne analizy kosztów – głównie tych dla sektora publicznego – przesądziły o jej zawieszeniu.
Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie to, że zmiany miały wejść w życie dopiero od 2026 roku. Mimo to, rząd postanowił nie ryzykować – i wycofał się z reformy zanim zdążyła ona na dobre zaistnieć w debacie publicznej.
Dodatki, premie i minimalna – kontrowersyjne trio
Obowiązujące przepisy pozwalają na doliczanie do płacy minimalnej niemal wszystkiego: premii, dodatków funkcyjnych, a nawet nagród. Taki stan rzeczy sprawia, że wielu pracowników – mimo wzrostów oficjalnej stawki – nie odczuwa realnej podwyżki.
Ich wynagrodzenie zasadnicze nie zmienia się od lat, a wzrost minimalnej „wyrównywany” jest zmiennymi składnikami. To właśnie tę patologię próbował zlikwidować rządowy projekt. Jednak – jak się okazuje – dobra wola nie wystarczy, gdy na horyzoncie majaczy widmo zbyt wysokich kosztów dla budżetu.
Czy można to usprawiedliwić? Można próbować. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że państwo w tej rozgrywce znów postawiło na zachowanie status quo. A przecież to właśnie jego obowiązkiem jest ustalanie reguł gry – także tych, które chronią najsłabszych uczestników rynku pracy.
Odłożona rewolucja. Zmiany będą – ale punktowe i rozciągnięte w czasie
Rząd wprawdzie zrezygnował z najważniejszego postulatu, ale nie porzucił zupełnie tematu reformy. Projekt ustawy zakłada stopniowe wyłączanie niektórych składników z płacy minimalnej – na początek dodatku funkcyjnego (2026), potem premii i nagród (2028).
Pojawią się także nowe mechanizmy kontrolne – przewidziano czteroletnie przeglądy wysokości minimalnego wynagrodzenia oraz wyższe grzywny za nieprawidłowości. Te mogą sięgnąć nawet 50 tysięcy złotych.
Czy to wystarczy, by naprawić rynek pracy? Trudno powiedzieć. Można mieć wrażenie, że zamiast jednego odważnego kroku, rząd zdecydował się na politykę drobnych gestów – rozciągniętych w czasie, mniej kosztownych, ale i mniej odczuwalnych. Czyli dokładnie takich, które łatwo zignorować.
Źródło: businessinsider.com.pl